W związku ze Światowym Dniem Języka Angielskiego niektórzy wykładowcy filologii angielskiej  odpowiedzieli na pytanie dlaczego zainteresowali się i związali swoją karierę z językiem angielskim:

 Mgr Renata Cierpich:
W szkole podstawowej bardzo lubiłam słuchać the Beatles. Ich melodyjne, łatwo wpadające w ucho piosenki próbowałam ze słuchu za zespołem powtarzać i wspólnie śpiewać. Dla mnie była to jedyna możliwa metoda uczenia się j. angielskiego zanim rozpoczęłam naukę w liceum.

Dr Anna Pietrzykowska-Motyka:
1. Bo w latach 80-tych był to język „ekskluzywny”, którego nie uczono w szkołach podstawowych (tam był rosyjski).
2. Bo bardzo chciałam rozumieć teksty piosenek moich ulubionych idoli (np. Limahl, Pet Shop Boys, Wham, itd.)
3. Bo bardzo chciałam czytać książki w języku angielskim i rozumieć w nich każde słowo.
4. Bo wtedy wszystko, co było w języku angielskim to był powiew takiego innego świata, do którego chciałam mieć dostęp.

Dr Grzegorz Cebrat:
It all started with my interest in English and American music of the 1960s and ’70s. I just wanted to know what my favourite singers sang about. Also, at that time, learning English was a bit snobbish, since everybody had to learn Russian, and the second most popular language in Tarnów was German, so studying English used to be something posh and eccentric.

Prof. dr hab. Zygmunt Mazur:
Kiedy byłem małym dzieckiem, w rodzinnym domu, na piecu, stała duża niebieska puszka z dużym napisem „Maxwell House Coffee”. Oprócz dużego napisu były dwa mniejsze: „Regular Grind” oraz „Good to the last drop”. Napisy te nie dawały mi spokoju, a jako, że nikt nie potrafił mi wytłumaczyć co znaczą, sam musiałem do tego dojść i tak zaczęła się przygoda z angielskim.

Tak samo intrygowała mnie zawartość puszki. Kiedy po kryjomu sprawdziłem co się w niej kryje, byłem rozczarowany: była to zwykła kawa zbożowa. Puszka została przywieziona przez babcię z Dearborn Heights w Michigan przed II wojną światową i nie było w niej śladu po oryginalnej zawartości. Po raz pierwszy powąchałem i wypiłem oryginalną kawę kilkanaście lat później w Erie, Pennsylwania. Wtedy też zrozumiałem, organoleptycznie, a nie lingwistycznie, co znaczy „Good to the last drop”.

 

Wróć do góry