„Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)” w reżyserii Tomasza Gawrona zagości w tarnowskim teatrze już 19 listopada. Jednym z aktorów wcielającym się w główną rolę jest Słowak Adam Herich.

Proszę powiedzieć, czy podoba się Panu Tarnów?

Bardzo mi się podoba Tarnów i niczego nie wiedziałem o tym mieście zanim tu nie przyjechałem. Jest całkiem blisko polsko-słowackiej granicy, ale i tak nigdy mnie tu nie było. Kiedy przyjechałem pierwszy raz – w maju – byłem zagubiony. Nie wiedziałem, gdzie jestem, gdzie co się znajduje. Potem podczas pobytu w lipcu, kiedy miałem więcej czasu, już było lato i miałem czas, żeby rozejrzeć, zachwyciłem się Tarnowem. Nie czułem się tu obcy, czułem się jak u siebie. Znalazłem drugi dom.

Niech powie Pan o miejscowości, w której Pan mieszka.

Teraz mieszkam w Żylinie, to miejscowość w północnej Słowacji, gdzie gram w teatrze, ale mieszkam tam dopiero od września tego roku, czyli, mogę powiedzieć, że to miejsce znam jeszcze mniej niż Tarnów. Jest właśnie zupełnie nowe dla mnie.

Skąd Pan pochodzi?

Pochodzę z Nitry, to miejscowość w zachodniej Słowacji, ale od kiedy, 10 lat temu, poszedłem na uniwersytet i później pracowałem w różnych teatrach, nie było mnie tam dłuższy czas. Nitra jest miejscem, gdzie spotykam się z moją rodziną. Nie jest to już jednak miejsce mojego zamieszkania.

Dlaczego został Pan aktorem?

To jest miła opowieść. Kiedy dostałem – miałem chyba 9 lat – od moich rodziców małą kamerę, nagrywałem nią różne rzeczy, krótkie filmy, krótkie seriale, w których wszystkie postacie grałem ja, ja reżyserowałem. Bardzo mnie to interesowało; wtedy sobie postanowiłem: ja chcę być aktorem. Wszyscy czekali, moja mama, cała rodzina: może mu się odmieni. Miałem 18 lat, po maturze – nadal byłem pewien, że chcę być aktorem. Poszedłem na uniwersytet i jestem tu, gdzie jestem.

O czym jest sztuka “Zdarzyło się pierwszego września”?

Jest to historia trzech nastolatków, którzy żyją w Levicach, małej miejscowości w południowej Słowacji. Akcja rozgrywa się w 1938 roku, czyli w czasie, kiedy było dużo różnych narodowości. Bohaterami są Węgier, Czech i Żyd. Wszyscy trzej są zakochani w Słowaczce. Ta opowieść jest o tym, jak przez 30 lat trzej chłopcy są zadurzeni w jednej kobiecie. Polityczne zmiany, wojna, powodują zmiany w prostym, zwykłym życiu, które mogłoby być zupełnie zwyczajne

Czy, Pana zdaniem, jest coś wyjątkowego w tej sztuce?

Z pewnością. Wyjątkowe jest to, że mało wystawia się w Polsce słowackiej literatury, co jest normalne, ponieważ nie macie łączności z tą twórczością. Jest to coś nowego, nowoczesnego, słowacki dramat i też w jakimś sensie jest to dziwne, bo opowiada o normalnym życiu zwykłych ludzi, ale i tak jest pełne napięcia z powodu polityki.

Co lubi Pan z polskiej literatury?

Czytałem w szkole Mickiewicza. Muszę przyznać: jestem zakochany w tym, co pisze Andrzej Sapkowski. Czytam “Wiedźmina” i grałem w gry CD Project i dzięki temu właściwie nauczyłem się trochę języka polskiego.

Co w języku polskim jest dla Pana trudne?

Dużo kłopotów mam ze słowami w języku polskim, które brzmią tak samo w obu językach, ale znaczą coś innego. Na przykład: zamykać drzwi. Zamykać w języku słowackim znaczy – zablokować drzwi – czyli trochę coś innego.

Jak scharakteryzowałby Pan Polaków?

Nie chcę mówić  o stereotypach, jeśli idzie o cały naród. Polacy nie mają tyle lęku co Słowacy. Ludzie są bardziej otwarci. Nie boją się wyrażać swojego zdania. Nie boją się pokazać siebie i łatwiej jest się porozumieć.

Z czego to może wynikać?

Ciągle jest jakaś siła, w Was która, po prostu pomaga. Nie zamyka was jako ludzi.

Chciałby Pan coś jeszcze dodać?

Zapraszam wszystkich na premierę i kolejne przedstawienia “Zdarzyło się pierwszego września, albo kiedy indziej”, tu w tarnowskim teatrze.

Partnerem spektaklu jest PWSZ w Tarnowie.

 

Wróć do góry